(Z przymrużeniem oka)
Gdyby istniał przewodnik po tej najczęstszej destynacji pandemicznych podróżnych – mógłby zaskoczyć swoją grubością, a wiele informacji praktycznych, pokryłoby się (choćby tylko i z nazwy) z egzotycznymi bedekerami. Na przykład: kuna i lipa (tam – waluta bałkańskiego raju, tu – rodzima flora i fauna), albo miejscowa ludność (tam – niemówiący po naszemu wesołek, tu zaś sąsiad z lewej).
Informacje podstawowe:
– Język
Język urzędowy najbliższej okolicy jest zasadniczo tożsamy z naszym ojczystym, jednak rozmowy z innymi ludźmi podczas pandemicznych wypraw wymagają użycia maseczki. Aby porozumieć się w tych warunkach, należy mówić głośno i krótko.
Na pewno liźniemy nieco łaciny, gdy będziemy poszukiwać nazw napotkanych zwierząt i roślin. W rzadkich przypadkach użyjemy jej też spontanicznie, na przykład jeśli urwie się zawleczka od rybnej konserwy.
Może się także zdarzyć, że podczas wyprawy spotkamy podróżników, którzy odkryli uroki najbliższej okolicy (zwłaszcza zaś jej potencjału biesiadnego) na długo przed nami. Prawdopodobnie będą nawet mieli własny pieniek w miejscu osłoniętym zaroślami (jak również sami mogą być zarośnięci). Nie szukajmy z nimi jednak wspólnego języka.
Tu także nie przyda nam się znajomość języków obcych, a z zasobów, jakie już mamy, możemy swobodnie wykreślić niemieckojęzyczne reisefieber oraz angielski jetlag. W transporcie do najbliższych okolic nie grozi nam żadna z tych dolegliwości.
– Transport
Tu także nie przyda nam się znajomość języków obcych, a z zasobów, jakie już mamy, możemy swobodnie wykreślić niemieckojęzyczne reisefieber oraz angielski jetlag. W transporcie do najbliższych okolic nie grozi nam żadna z tych dolegliwości. Na miejsce docieramy pieszo, lub rowerem. Samolot nie jest polecany ze względu na cenę i odległość od lotniska.
– Najodpowiedniejszy czas podróży
Przed podróżą w najbliższe okolice ani nas nie powstrzyma pora deszczowa, ani też nie zwabi nas nań żaden słynny, cykliczny karnawał. O momencie wyruszenia decydują indywidualne obserwacje aury. Trzeba jednak mieć na uwadze, że jeśli – zniechęceni gradem – wstawimy do piekarnika obiad, to niechybnie właśnie wtedy otworzy się okno pogodowe. Lepiej więc zaopatrzyć się w jakąś nieprzemakalną odzież i wychodzić wtedy, gdy najdzie nas chęć.
– Ubezpieczenie
Ubezpieczenie podróżnego nie zawsze będzie konieczne, niemniej w wyprawie w najbliższe okolice, zwłaszcza pierwszej i na oślep, warto zainwestować w towarzystwo dodatkowej osoby. Na drodze do celu może nam bowiem stanąć jakaś siatka okalająca młodnik, lub ogrodzenie zdziczałych działek, którego sforsowanie okaże się konieczne dla podjęcia dalszej aktywności. Wtedy właśnie przyda się, aby druga osoba ubezpieczała forsującego, podstawiając mu pod stopę złożone w koszyczek dłonie, lub podtrzymując lędźwie.
– Noclegi
Tym, którzy za najatrakcyjniejszą część wycieczki uważają nocowanie w nieswoim łożu – najbliższe okolice mają do zaoferowania więcej, niż się spodziewają! Jedna z najprzyjemniejszych form spędzenia nocy poza domem, choć praktykowana przez wielu od zawsze, dopiero od 1 maja 2021 stała się legalna! Chodzi o biwak w lesie (i jego okolice określane mówiącym samo za siebie mianem bushraft). Dzięki pilotażowemu programowi Lasów Państwowych, na terenie całego kraju wskazanych zostało kilkaset obszarów, w których miłośnicy bushraftu nie będą musieli obawiać się mandatu. Szczegółów należy szukać na stronie www.lasy.gov.pl/pl/turystyka/program-zanocuj-w-lesie.
Miejscowa kuchnia
Jeśli spacerujemy po mieście – z całą pewnością odkryjemy jadłodajnię, o jakiej nie mieliśmy pojęcia, albo kawiarenkę w jakiejś bramie o znajomo brzmiącej nazwie (a, to tu nasz znajomy spotkał przed pandemią naszą znajomą!) Poczytamy sobie wywieszone w naściennych witrynach karty dań i – nawet jeśli to zwyczajna pizzeria – na pewno zaskoczy nas jakiś składnik i skłoni do refleksji (prosciutto crudo, prosciutto cotto, stąd to już prościutko do zamówienia czegoś na wynos). Jeśli zaś przyjdzie nam obejść się smakiem, bo przybytki te będą zamknięte, zawsze możemy poczynić już plany na przyszłość, lub też udać się w najbliższe okolice podmiejskie. Tam się najemy, od wiosny do jesieni!
Najpierw odkryjemy mnogość poziomek i kępy szczawiu na nietuzinkową zupę. W dalszej części roku maliny i – wreszcie – grzyby, które skłonią nas, być może, do nieco śmielszych, niż zazwyczaj, działań w kuchni: na przykład usmażymy występującego pospolicie żółciaka siarkowego, który przypomina hubę. Ten podróżniczy eksperyment nie tylko wzbogaci nasz jadłospis, ale też pozwoli uciąć przechwałki bardziej światowych rozmówców, którzy może i pili sfermentowane mleko jaka, ale – po pierwsze: krzywili się, a po drugie: zginęliby z głodu w lokalnym lesie.
Ten podróżniczy eksperyment nie tylko wzbogaci nasz jadłospis, ale też pozwoli uciąć przechwałki bardziej światowych rozmówców, którzy może i pili sfermentowane mleko jaka, ale – po pierwsze: krzywili się, a po drugie: zginęliby z głodu w lokalnym lesie.
Ucieszy nas również obecność (a właściwie: wszechobecność) pokrzywy, zwłaszcza jeśli zwykliśmy przywozić z wojaży przepisy i smakołyki. Napar lub sok z pokrzywy – dziedzictwo kulinarne najbliższej okolicy, pity regularnie, odtruwa organizm, działa krwiotwórczo i regeneracyjnie na wątrobę, co w czasie podróży ma niebagatelne znaczenie. Tej w najbliższe okolice również, odbywamy ją wszak bez wsiadania za kółko, a więc możemy sobie pozwolić na pokrzepiające towarzystwo piersiówki.
Tu dochodzimy do kolejnego aspektu:
Co zabrać ze sobą?
Mądre spakowanie się na wyprawę w najbliższe okolice nie powinno przysporzyć wielu trudności.
Poza wzmiankowaną piersiówką (może być też zwykła puszka piwa, albo kubek termiczny z kawą) warto zabrać przekąskę, żeby nie ulegać pokusie zbyt szybkiego wracania do domu. Nieodzowny będzie telefon do dokumentowania ciekawostek, sprawdzania nazw ptaków i odbierania ważnych połączeń z pracy. Do tego klucze. Jeśli jednak tworzą one dwukilogramowy pęk – odłączmy z nich klucz do piwnicy, skrzynki pocztowej i samochodu, i zostawmy wraz ze wszystkimi breloczkami w domu. Na wyprawę w pobliże trzeba się bowiem spakować do kieszeni, a ta bywa bardziej bezwzględna, niż waga bagażowa na lotnisku (a w dodatku lubi się podrzeć i wypuścić nasz dobytek nogawką).
Na wyprawę w pobliże trzeba się bowiem spakować do kieszeni, a ta bywa bardziej bezwzględna, niż waga bagażowa na lotnisku (a w dodatku lubi się podrzeć i wypuścić nasz dobytek nogawką).
Warto także zabrać worek na pokrzywę.
Funkcja edukacyjna
Mówi się, że podróże kształcą, ale nie zaznacza się przy tym liczby kilometrów, od których zaczyna działać ich rozszerzający wpływ na nasze horyzonty. Z powodzeniem można więc przyjąć, że robią to zaraz po przekroczeniu przez nas progu. Jeśli spacerujemy po mieście – przyjrzyjmy się nazwom ulic i przyznajmy się, z ręką na sercu, czy znamy patronów każdej z nich? Avicennę Ibn Sinę albo Jana Kropidłę? Poczytajmy o nich i doceńmy ich wkład w historię cywilizacji, a może nawet …naszego osiedla i czerpmy satysfakcję ze znalezienia i zgłoszenia w ratuszu ewentualnych błędów w pisowni. Jeśli mamy szczęście mieszkać w dzielnicy, której ulice wzięły swoje nazwy od kwiatów lub drzew – przeprowadźmy tę samą, intelektualną operację. Któż bowiem wie, jak kwitnie ten od ul. Berberysowej?
Jeśli natomiast spacerujemy po terenach zamiejskich – nasze kształcenie będzie przebiegało w kierunku odwrotnym, od obrazka do napisu. Spróbujmy zidentyfikować napotkane rośliny po kształcie liści, a ptaki po kolorze piór. Spróbujmy rozpoznać chroniony gatunek porostów i rozstrzygnijmy raz na zawsze, jaka jest różnica między klonem, a jaworem.
Bardzo pouczające stanie się także rozpoznanie wszystkich okolicznych cieków wodnych. Najprostsze, dostępne w telefonie aplikacje takie jak mapy.cz, sporttracker, czy zwyczajne mapy google zawierają takie informacje. Będziemy zaskoczeni, ile oficjalnie nazwanych rzek przecina nasze okolice, choć traktowaliśmy je wcześniej jak podmokłe rowy. Może woda nie jest w nich turkusowa, ale już nadbrzeżne życie – owszem. Jeśli będziemy mieć szczęście – zaobserwujemy szmaragdowego zimorodka, niebieskie niezapominajki i kobaltowe ważki świtezianki (rzeczki sprawdzają się także jako miejsce chłodzenia napojów).
Mówi się, że podróże kształcą, ale nie zaznacza się przy tym liczby kilometrów, od których zaczyna działać ich rozszerzający wpływ na nasze horyzonty. Z powodzeniem można więc przyjąć, że robią to zaraz po przekroczeniu przez nas progu domu.
Musisz to zobaczyć
Wśród punktów, które trzeba zaliczyć, aby bez wstydu wrócić do domu, znajdą się nasze lokalne pomniki przyrody, pełne uroku, zrujnowane pałacyki lub zarośnięte cmentarze choleryków – piramidy naszych ziem, niewykluczone jednak, że listę tą koronuje prawdziwa perła, którą z przyjemnością polecimy innym. Im więcej zobaczymy, tym bardziej przekonamy się o tym, że prawdziwym wstydem jest nie znać swoich okolic.
Jednak jednym z najbardziej wdzięcznych obiektów, który łączy walory poznawcze z turystycznym trofeum jest najwyższy punkt w gminie. Informacja o jego położeniu (nie zawsze tak oczywista jak Góra św. Anny w dawnej gminie Góra św. Anny) znajduje się na ogół na stronie gminy.
Zdobycie tego punktu może nam przynieść wiele satysfakcji niewielkim kosztem sił fizycznych, a nierzadko zacny widok.
No, chyba, że się mieszka w gminie Zakopane, wtedy trzeba będzie wejść na trudną Świnicę.
Uciec od cywilizacji
Każdy, kto choć raz znalazł się w środku sezonu, w środku popularnego kurortu – na pewno chciał natychmiast zapaść się do środka. Chyba, że lubi się tłum, ale wtedy pomija się ten rozdział w przewodniku. Tak czy owak – alternatywa dla ekstrawertyków, których ciągnie do miejsc pulsujących życiem, w pandemii i tak nie istnieje. Choć chcieliby opowiedzieć swoje dzieje współpasażerom z kolejki do kolejki na Kasprowy – muszą szukać miejsc bezludnych.
W miastach wystarczy na ogół zejść z głównego deptaka w boczną ulicę, opuścić największy park, albo wyjść po 23.00. Tereny podmiejskie są natomiast pełne… pustki. Spacer pośród wyludnionych pól i łąk, w pachnącym lesie, lub na jego skraju daje niepowtarzalne doświadczenie przestrzeni, wolności i radości przebywania samemu ze sobą, bądź z osobą najbliższą sercu. Gwarancja, że zaznamy spokoju kilka kilometrów od naszego domu jest dużo wyższa, niż gdybyśmy mieli przemierzyć ich kilkanaście tysięcy.
Ale uwaga! Czasem, gdy zagłębiamy się w jakiś leśny ostęp i wydaje nam się, że jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy dotarli w to miejsce, zazwyczaj wpadamy na jakiś porzucony telewizor, tapczan lub pilarza.
Sami nigdy nie śmiećmy i nie piłujmy!
Pamiątki
Plusem wypraw po najbliższej okolicy jest fakt, że nikt nie będzie oczekiwał od nas upominku. Minus jest ten sam, bo przecież robienie upominków jest miłe, a obdarowany nie zawsze doceni urodę znalezionego przez nas i wręczonego mu kijka.
Dla tych wybrednych można więc rozejrzeć się za miejscowym bartnikiem lub wytwórcą kozich serów. Sprawdziłby się pewnie dzban jagód, ale – bądźmy szczerzy – w najbliższe okolice wyprawiamy się dla przyjemności, a nie do ciężkich robót leśnych!
Z myślą o sobie, warto natomiast pobrać z wycieczki ciekawy kamień (zwróćmy uwagę, jakie to piękne, polne skarby!) lub kawałek ładnej kory. Pamiętajmy jednak, że to nie sklep z suwenirami, do którego można podejść na koniec urlopu, gdy wiemy już, jak niewielkim dysponujemy budżetem na upominki… Ładną gałązkę należy zabrać natychmiast. Na drugi dzień na pewno przejdzie się po niej stado dzików.
Funkcję pamiątki będzie też, oczywiście, pełniło tradycyjne selfie na tle miejsca podróży. Czy selfie z lokalnych chaszczy może być atrakcyjne? A czy słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie naszej najbliższej okolicy? (tym, którzy nie są pewni, polecamy sprawdzić to podczas wycieczki).