– Pandemia może się wyciszyć, ale na jej całkowite zwalczenie nie możemy liczyć. Ludzkości udało się to raz, w 1980 roku w przypadku wirusa ospy prawdziwej. Jego potencjał mutagenny był jednak dużo mniejszy niż prezentowany przez koronawirusa, którego obecność musimy zaakceptować – podkreśla prof. Edyta Majorczyk, mikrobiolog.
Anna Kułynycz: Punkty szczepień w centrach handlowych, przy parafiach, aptekach. Mimo to wciąż wiele osób nie chce się szczepić, w województwie opolskim zaszczepionych jest tylko 51% mieszkańców. Skąd ta ciągła niechęć do szczepień?

Prof. Edyta Majorczyk, prodziekan Wydziału Wychowania Fizycznego i Fizjoterapii Politechniki Opolskiej, z wykształcenia mikrobiolog, doktoryzowała się w zakresie genetyki i immunologii w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN im. Ludwika Hirszfelda we Wrocławiu:
Pierwsze na myśl przychodzą mi działania ruchów antyszczepionkowych, przede wszystkim dlatego, że te grupy są głośne i bardzo aktywne np. w social mediach. Badania socjologów wskazują jednak na ich nikły wpływ na decyzje prozdrowotne. Drugi aspekt, to paniczna obawa przed przysłowiową igłą i strzykawką – taka przypadłość jest głównym powodem niezdecydowania się na szczepienie dla ok. 10% społeczeństwa.
Pozostaje zatem do wyjaśnienia, jakie są powody unikania szczepień przez pozostałe 35-40% ludzi. Na pewno przyczyny te są niejednoznaczne, skomplikowane, wielopłaszczyznowe, warunkowane statusem społecznym – pojawiają się wyniki badań wskazujące, że mniej chętni do szczepień są mieszkańcy wsi, osoby o wykształceniu podstawowych, mężczyźni.
Pozwolę sobie przytoczyć jeden z modeli psychologicznych, który próbuje te uwarunkowania ustalić. Model 5Cs, czyli z angielskiego confidence – zaufanie, complacency – samozadowolenie, calculation – kalkulacja, constraints/convenience – ograniczenia/wygoda, collective responsebility – odpowiedzialność zbiorowa.
Zatem o podjęciu decyzji o szczepieniu decyduje zaufanie do skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek ale też do systemu opieki zdrowotnej, a nawet polityków podejmujących decyzje w zakresie programu szczepień. Poprzez samozadowolenie rozumiemy natomiast, czy dana osoba uważa chorobę za poważne zagrożenie dla własnego zdrowia. Z kolei kalkulacja to poziom zaangażowania jednostki, który przejawia się wyszukiwaniem wiarygodnych informacji w celu rozważenia korzyści i ryzyka szczepienia. Ograniczenia (lub wygoda) określa, czy dana osoba ma łatwy dostęp do szczepionki, a odpowiedzialność zbiorowa przejawia się chęcią ochrony innych przed infekcją poprzez własne szczepienie. Wiele badań naukowych wskazuje, że to właśnie współistnienie tych 5 czynników ma główne znaczenie w podjęciu decyzji o szczepieniu, zatem model 5Cs wydaje się wyjaśniać duży odsetek odnów szczepienia.
Sporo niezaszczepionych jest także wśród studentów. Czy Pani studenci rozmawiają z Panią o swoich wątpliwościach? Pytają o radę?
Takie dyskusje prowadziliśmy już w pierwszych tygodniach dostępności szczepionek. Obawy studentów związane były z ryzykiem wystąpienia powikłań np. zakrzepów, a studentki niepokoiły się możliwymi problemami z rozrodem w przyszłości. Dziś, po roku szczepień, wiemy, że częstość wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych jest niewielka, a jeśli już się pojawią, to mają charakter łagodny. Wiedza medyczna potwierdza zatem bezpieczeństwo szczepionek, dzięki czemu niepokój zmalał, a „demony” zostały uśpione. Zresztą wielu studentów kierunków, na których ja uczę, czyli zwłaszcza fizjoterapii zaszczepiło się i przetestowało na sobie wpływ szczepienia na organizm i samopoczucie. Obecnie spotykają mnie natomiast pytania ze strony pracowników naszej uczelni i studentów dotyczące szczepienia dzieci.
W rozmowach z rodzicami pojawia się strach przed zachorowaniem dziecka ale też obawa przed jego bezpieczeństwem zdrowotnym w przyszłości i trudnymi do oceny długotrwałymi skutkami. W takich rozmowach przytaczam fakty naukowe: szczepienia są bezpieczne, nauka nie zna mechanizmów, które mogłyby spowodować dramatyczne skutki przyjęcia dawki szczepienia w przyszłości, przechorowanie COVID-19 u dzieci niesie ryzyko powikłań, których negatywne skutki medycyna doskonale zna – mowa tu chociażby o PIMS, czyli wieloukładowym zespole zapalnym powiązanym z COVID-19, który może powodować zagrażające życiu zaburzenia krążenia. Rodzicom zatem proponuję konsultacje z pediatrą. To zapewne pozwoli im podjąć najlepszą dla ich dziecka decyzję. Natomiast, warto podkreślać, że co do zasady szczepienia przeciwko SARS-CoV-2 są bezpieczne i rekomendowane przez świat medyczny.
Sporo przeciwników szczepień przeciwko COVID-19 wskazuje, że początkowo szczepionka miała chronić przed zachorowaniem, a teraz łagodzi proces przejścia zakażenia, czyli jest mniej wartościowa niż można zakładać.
Badania wskazują jednoznacznie, że szczepienie chroni nasze życie, a to wartość szczepionek, która jest nie do przecenienia. W mojej opinii zatem nie powinniśmy dezawuować efektywności szczepień, które chronią przed zachorowaniem w ponad 95%, a jeśli dojdzie do zakażenia znacznie ograniczają ciężki przebieg COVID-19, zmniejszają ryzyko hospitalizacji i śmierci. Opisywanie infekcje po szczepieniu to tzw. zakażenia przełamujące i one zdarzają się przede wszystkim u osób z zaburzonym statusem immunologicznych. Mówiąc prościej, na COVID-19 po szczepieniu chorują osoby z obniżoną odpornością np. osoby po 65 roku życia, pacjenci kardiologiczni, cukrzycy, osoby chorujące na nowotwory. To „słynni” pacjenci z chorobami współistniejącymi, którym szczepienie, nawet jeśli nie ochroni przed rozwojem choroby, to może ocalić życie. Z drugiej strony, nie można zapominać o ewolucji wirusa – zmiany w materiale genetycznym to pojawienie się kolejnych wariantów wirusa, przeciw którym szczepienia wykazują różną skuteczność. Ten mechanizm należy uznać za ważny czynnik, który wpływa na występowanie infekcji przełamujących, także jeśli zachorowanie pojawia się u zdrowych osób w sile wieku. Sytuacja jednak nie jest zaskakująca dla świata medycyny, tu bowiem nie było dużych oczekiwać na opracowanie 100% skutecznej szczepionki. Zresztą podobną sytuację opisują lata doświadczeń ze szczepieniami przeciwko wirusowi grypy. W każdym sezonie grypowym dominuje odmienny szczep wirusa w związku z czym każdej jesieni szczepienie należy ponawiać z wykorzystaniem dedykowanej takiemu wariantowi szczepionki.
Piąta fali nabiera rozpędu, mówi się o coraz większym ryzyku zakażenia wariantem Omikron. Czy masowe przechorowanie może wreszcie doprowadzić do odporności zbiorowej?
Jak największa liczba osób powinna zaszczepić się przeciw SARS-CoV-2, co więcej powinna to zrobić w pełnym schemacie przyjmując także dawkę przypominającą. To jest klucz do uzyskania odporności stadnej, czyli sytuacji epidemicznej, w której przed zakażeniem chronione są osoby nieszczepione. Wynika to faktu, że w bezpośrednim otoczeniu takich osób są osoby posiadające ochronę indywidualną tj. szczepione. Dzięki temu choroba zakaźna przestaje się rozprzestrzeniać a epidemia wygasa. Oczywiście, poza programem szczepień ochronnym, odporność indywidualną można uzyskać także na drodze przechorowania. Może to brzmi paradoksalnie, ale nowy wariant koronawirusa – Omikron jest nadzieją na masowe przechorowanie i zbliżenie się do poziomu odporności stadnej. Wariant jest wysoce zakaźny, szacuje się zatem, że dotknie ponad 50% populacji. Sytuacja jednak nie jest tak prosta, gdyż poziom odporności stadnej przy tym wariancie ocenia się na ponad 90% (dla porównania pierwotne warianty wirusa to 70%). Co więcej, bycie ozdrowieńcem zazwyczaj wiąże się z obecnością przeciwciał, czyli tzw. odpornością humoralną i znacznie ograniczoną pamięcią immunologiczną. Oznacza to, że odporność po przechorowaniu jest stosunkowo krótkotrwała. Natomiast dzięki szczepieniu pacjent po COVIDzie może nabyć tzw. superodporności, czyli wspólnego efektu ochronnego przechorowania i szczepienia. Jednak bycie ozdrowieńcem nie zastąpi szczepienia, co raczej nie pozwoli na osiągnięcie odporności stadnej przy niskim poziome wyszczepienia społeczeństwa.
Sporo osób przed przyjęciem trzeciej dawki szczepionki bada przeciwciała i w zależności od ich ilości podejmuje decyzję o przyjęciu dawki. Czy to dobre postępowanie?
Generalnie nie zaleca się masowego badania poziomu przeciwciał przed dawką przypominającą, bo wynik takiego testu nie ma wpływu na dalsze postępowanie, więc schemat szczepienia zawsze powinien być zachowany. Także po trzeciej dawce, czyli zrealizowaniu całego schematu szczepienia, nie ma konieczności pomiaru poziomu przeciwciał, bo nawet jeśli wynik będzie ujemny, to nie ma wskazań medycznych do podania kolejnej dawki. Co więcej, nie ma ustalonego korelatu odporności, czyli nie wiemy jaki poziom przeciwciał chroni przed zakażeniem, nie wiadomo też jak długo przeciwciała utrzymują się w organizmie.
Wrócę teraz do sytuacji z odpornością u ozdrowieńców, którzy przede wszystkich rozwijają odporność humoralną, czyli wytwarzają przeciwciała anty-SARS-CoV-2. Taka odporność nie jest długotrwała i odgrywa kluczowe znaczenie przede wszystkim w rozpoznawaniu i zneutralizowaniu wirionów, które jeszcze nie wniknęły do komórek gospodarza. W tym kontekście, ważny jest efekt szczepień w postaci wytworzenia również drugiego rodzaju odporności, czyli odpowiedzi komórkowej. Ten mechanizm, oparty na aktywności limfocytów T, odgrywa bowiem rolę w zapobieganiu rozwojowi ciężkich postaci COVID-19, czyli już po przedostaniu się wirusa do wnętrza komórek. Dla osób ciekawych jakości swojej odporności, które decydują się na badanie poziomu przeciwciał, nie mam jednak dobrych wiadomości. Poziomu odporności komórkowej nie można rutynowo testować, tu brakuje opracowanych testów diagnostycznych.
Pani Profesor, jak Pani sądzi, czy możemy w najbliższej przyszłości spodziewać się końca pandemii? Jeśli koronawirus z nami zostanie, czy to oznacza, że maseczki, odstępy i inne obostrzenia staną się elementem naszego życia?
Koniec pandemii związany będzie z nabyciem odporności stadnej, a ta jest niezwykle trudna do osiągnięcia, a nawet niemożliwa. Koronawirus mutuje, co może paradoksalnie doprowadzić do wyciszenia pandemii. Znane jest doniesienie z badań japońskich, które wskazuje na samounicestwienie wirusa tzn. w materiale genetycznym nastąpiło wiele zmian w newralgicznych miejscach, w czego efekcie wariant Delta stracił zdolność do replikacji, czyli namnażania. Dodatkowo przypomnę, że pojawiają się kolejne warianty koronawirusa, obecnie rozprzestrzenia się najbardziej zakaźny Omikron, którego objawy trwają krócej i mogą mieć łagodniejszy przebieg – zatem wirus nas „oszukuje” byciem przeziębieniem.
W ostatnich dniach pojawiła się zapowiedź WHO o końcu pandemii, zwłaszcza w „zaszczepionej” Europie. Możemy spodziewać się masowych zakażeń, czyli szczytu kolejnej fali, a każdy, kto zostanie zakażony nabędzie pewnego poziomu odporności, co do kolejnej zimy pozwoli ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa.
Pandemia może zatem się wyciszyć, ale na spektakularną eradykację choroby, czyli całkowite zwalczenie nie możemy liczyć. Ludzkości udało się to raz, w 1980 roku w przypadku wirusa ospy prawdziwej. Jego potencjał mutagenny był jednak dużo mniejszy niż prezentowany przez koronawirusa, którego obecność musimy zaakceptować. Obecna wiedza medyczna wskazuje, że SARS-CoV-2 pozostanie z nami, a wraz z nim pozostaną pewne obostrzenia, zwłaszcza w zakresie słynnego DDM – dystans, dezynfekcja, maseczka. Wydaje się to być perspektywą najbliższych kilkudziesięciu miesięcy.